Maryla Weiss:
W przedszkolu rysowałam królewny i baletnice. W szkole podstawowej zadawano nam konkretne tematy, takie jak „kopanie ziemniaków” lub „żony witają robotników wracających z fabryki”. W ogólniaku, nieco już uświadomiona i krnąbrna, tworząc do gazetki ściennej rysunkowe portrety najznamienitszych pisarzy polskich, doczepiłam tam Gombrowicza. Został zdjęty, ale nie poniosłam konsekwencji.
Studiując w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych malowałam i rysowałam co chciałam – z czułością wspominam ten okres. Teraz nie mogę ani rysować, ani malować. Mam za małe mieszkanie, zbyt dużo w nim przedmiotów i o wiele za dużo (15!) kotów. Koty próbują pomagać mi we wszystkich czynnościach, a ja mam ambicję być twórcą samodzielnym. Robię więc zdjęcia tym „obiektom”, których mam najwięcej, czyli kotom i przedmiotom. Nie obrabiam zdjęć w komputerze – to ma być namiastka malowania – staram się robić je tak, jakbym używała obiektywu zamiast pędzla. Aparat mam całkiem nieprofesjonalny, ale moje próżne koty i tak nigdy nie wychodzą źle na zdjęciach. Dlatego pozwalają mi je wykorzystywać w pracy zawodowej.
Przez kilka lat redagowałam miesięcznik „Kocie sprawy”, do którego również pisałam, a teksty te ilustrowałam fotografiami swojego autorstwa. Obecnie współpracuję z magazynem „KOT”, gdzie mam swój dział poświęcony kotom całkowicie nierasowym. Takim, jak moje.
Kolory przedstawionych obrazów mogą nieznacznie odbiegać od rzeczywistości ze względu na różne właściwości i konfigurację sprzętu komputerowego klientów. W rzeczywistości obrazy prezentują się o wiele bardziej okazale. |